niedziela, 17 stycznia 2016

Test i recenzja tuszu | smart girls get more 4D |




Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić bardzo fajny kosmetyk, a dokładniej tusz do rzęs smart girls get more 4D. To już moje drugie opakowanie, ponieważ ten produkt świetnie się u mnie sprawdza. Rzęsy na zdjęciach poniżej są pomalowane świeżo otwartym tuszem.






Dostępność: Marka Smart girls get more jest dostępna w drogeriach Natura.

Cena: ok. 8 zł

Opakowanie: niestety dość tandetne. Plastikowe, w biało-granatową kratkę. Ale dzięki temu możemy kupić ten produkt za jakże śmieszną cenę! ;)

Szczoteczka: silikonowa, dość długa, wąska. Włoski z każdej strony są tej samej długości. 

Aplikacja: bardzo wygodnie maluje się tym tuszem rzęsy. Praktycznie w ogóle się nim nie pobrudziłam. Tusz jest gotowy do użytku od razu po zakupieniu. Nie trzeba po pierwszym otwarciu czekać dwóch tygodni, żeby zdążył podeschnąć :)

Utrzymywanie: Ogromnym minusem jest to, że potrafi się lekko osypać i i bardzo mocno odbić na powiece. U mnie przede wszystkim odbija się na dolnej powiece, od dolnych rzęs. Dlatego do ich malowania używam innego produktu. Na górnych powiekach nie zauważyłam odbicia, jednak czytając i oglądając inne recenzje wiem, że wiele dziewczyn ma z tym problem.

Efekt na rzęsach: No i najważniejszy punkt. Efekt na rzęsach jest niesamowity. Rzęsy są mocno wydłużone, rozdzielone, a przy tym pogrubione. Czyli wszystko co dobry tusz powinien spełniać. Efekt można bez problemu stopniować, dokładając kolejne warstwy produktu. Kolor jest mocno czarny. Wytuszowane rzęsy możecie zobaczyć poniżej.





Podsumowanie: Efekt jak za tak niską cenę jest po prostu niesamowity. Polecam wszystkim, jednak weźcie pod uwagę, że może się u Was odbić i lekko osypać, ale za taką cenę myślę, że warto wypróbować ;)


Używałyście tego tuszu? Jak się u Was sprawdza?



czwartek, 14 stycznia 2016

Moja pielęgnacja twarzy. RANO




Muszę powiedzieć na początku, że moja cera nie jest bardzo wymagająca. Kiedyś, w okresie dojrzewania, miała lekkie skłonności do trądziku i kompletnie nie wiedziałam jak ją pielęgnować. Dzisiaj trądzik zniknął, a cerę mam normalną w stronę suchej. Jeżeli jakieś pojedyncze niedoskonałości się pojawiają, to tylko na policzkach lub w okolicach bruzd nosowo wargowych. I do dziś, właśnie w tych miejscach gdzie trądzik w przeszłości występował najczęściej, zostały mi lekkie przebarwienia, których staram się pozbyć, ale więcej o tym napiszę w pielęgnacji jaką stosuję wieczorem.


W pielęgnacji zależy mi przede wszystkim na nawilżeniu, jednak codziennie obserwuję swoją skórę i w zależności od tego w jakim jest stanie dobieram do niej odpowiednie produkty.

Nie boję się również kosmetyków przeciwzmarszczkowych, pomimo, że mam dopiero 22 lata. Należy pamiętać, że nie każda skóra 20-latki czy 40-latki wygląda tak samo. Wiele zależy od trybu życia, diety itd. Dlatego, kiedy nakładam produkt przeznaczony dla wyższej grupy wiekowej niż moja, wychodzę z założenia, że jeżeli moja skóra potrzebuje składników zawartych w kremie to je wchłonie, jeżeli nie to nie :)

Teraz przedstawię Wam produkty sprawdzone, które stosuję codziennie rano, przed wykonaniem makijażu:


Krok 1. : Garnier, nawilżający żel-krem oczyszczający, skóra sucha.

Zaczynam od umycia twarzy, żeby się obudzić i zmyć z twarzy resztki kremu, który nałożyłam wieczorem. Ten konkretny żel stosuję już od wielu lat i na razie nie szukam niczego innego. Jest delikatny, nie podrażnia oczu, ma ledwo wyczuwalny zapach. Konsystencja jest bardzo gęsta, kremowa, przez co jest bardzo wydajny, potrzeba niewiele, aby umyć twarz. Dodatkowo czuję po nim lekkie nawilżenie skóry, nie mam uczucia ściągnięcia.



Krok 2. : Ziaja, tonik liście manuka, cera tłusta i mieszana

Używałam też wersji "liście oliwki" do cery suchej. Ciężko mi ocenić, która wersja jest lepsza. Obie mają przyjemy zapach, wygodny atomizer. Używam go korzystając z wacika kosmetycznego lub spryskuję twarz bezpośrednio z opakowania. Tonik fajnie sprawdza się również do spryskiwania pędzla do podkładu.



Krok 3. : AA, krem pod oczy, oil infusion, 40+

Następnie nakładam krem pod uczy i na powieki firmy AA. Konsystencja jest dość rzadka, szybko się aplikuje i wciera. Jest bezzapachowy, tak jak obiecuje producent. Zostawia błyszczący film pod oczami, jednak mi to nie przeszkadza. Korektor dobrze się na nim utrzymuje.



Krok 4. : Marion, Golden Skin Care, serum, hialuronowe nawilżenie

Na całą twarz nakładam właśnie to serum. Konsystencje ma bardzo wodnistą, nie jest tłuste. Wchłania się błyskawiczne, mogę od razu aplikować krem. Wygładza, skóra staje się przyjemnie miękka w dotyku. I faktycznie działa. Twarz wydaje się być bardziej nawilżona.
Serum jest dostępne w drogeriach Natura.



Krok 5. : Sylveco, lekki krem brzozowy

Ostatni już krok, a jednocześnie najważniejszy! Wiele dobrego słyszałam o kosmetykach firmy Sylveco. W końcu skusiłam się na ten krem. Ma on w składzie mnóstwo naturalnych składników, olejki, między innymi wyciąg z kory brzozy oraz aloesu. Powiem tylko tyle, że sprawdza się u mnie świetnie, nie widzę ani jednego minusa. Planuję zrobić niedługo jego recenzję :)



sobota, 9 stycznia 2016

Odkrycia kosmetyczne 2015 roku





W tym poście, chciałabym podzielić się z Wami produktami, które odkryłam w minionym roku. Są to produkty, które polubiłam i bardzo mi się sprawdziły. Wybrałam rzeczy jedynie z kolorówki, na pielęgnacje pewnie przyjdzie jeszcze czas ;)



1. Pędzel, Hakuro H55

Do tej pory pudrowałam twarz pędzlem Inglota, z pierwszego mojego zestawu, kupionego około 5 lat temu. Mam nadzieję, że przez ten czas Inglot poprawił jakość swoich pędzli, bo ten, którego używałam był po prostu tragiczny. Włosie szorstkie, nieprzyjemne. W dodatku wypadające! Ale z nieznanych mi przyczyn cały czas go używałam. Chyba zawsze wolałam kupić jakiś pędzel do oczu lub podkładu, ten do pudru nigdy nie wydawał mi się szczególnie istotny. Jak bardzo się myliłam! W minionym roku stwierdziłam, że dłużej nie będę się męczyć, zamówiłam pędzel firmy Hakuro. Ma idealny rozmiar, nie za duży, nie za mały. Włosie bardzo przyjemne, miłe w dotyku. Jest dość mocno zbity i gęsty, dzięki czemu świetnie nadaje się do wciskania pudru, na czym bardzo mi zależało, bo taką metodę nakładania właśnie lubię. Może jeden włosek z niego wypadł, a jest ze mną już prawie rok.


2. Pędzel, Zoeva 227

Kolejny produkt to również pędzel, tym razem do oczu, firmy Zoeva. Chyba wszystkim dobrze znany, gdyż w świecie urodowym jest bardzo popularny. Byłam ciekawa jak będzie mi się go używało, ponieważ jest płaski, do tej pory używałam jedynie okrągłych, puchatych pędzli do rozcierania cieni. Ciężko mi powiedzieć czy jest lepszy pod względem kształtu od tych okrągłych, natomiast mogę śmiało powiedzieć, że na pewno nie jest gorszy i jest w ciągłym użytku ;) Jeżeli chodzi o włosie to nie ma sobie równych wśród pędzli do rozcierania, które posiadam. Włosie jest przemiłe, uwielbiam blendować nim oko. To sama przyjemność. Myję go bardzo często, cały czas trzyma swój kształt, mimo, że suszę go bez osłonek. Pomimo białego włosia, domywa się bardzo dobrze, nawet z czarnego cienia. Jednak zauważyłam, że potrafią wypadać z niego włoski. Niewiele, ale jednak. Kilka razy zauważyłam, że został mi jeden na powiece lub na rzęsach.



3. Tusz Maybelline, Lash Sensational

Nigdy nie miałam problemu z rzęsami. Są długie, w miarę gęste, jednak przy każdym rodzaju rzęs dobry tusz jest podstawą. Tusz Lash Sensational świetnie rozdziela, nie skleja, a przy tym jednocześnie pogrubia rzęsy. Co dla mnie jest najbardziej istotne. Nie mogę stwierdzić czy wydłuża, nie zwracam na to uwagi aż tak bardzo. Nie rozmazuje się, nie osypuje. Jednak zauważyłam, że odbija mi się od dolnych rzęs, co tworzy efekt 
podbitego oka. Mam tak niestety z każdym tuszem ostatnio, nawet tymi wodoodpornymi, mam ten problem od niedawna. W dodatku odbicie tuszu od dolnych rzęs występuje tylko na prawym oku, nie wiem o co chodzi :)



4. Pomadka, Smart girls get more, 03 first date

Firma smart girls get more jest dostępna w drogeriach Natura. Zdecydowałam się na ten odcień, ponieważ od dawna szukałam pomadki w takim odcieniu, niska cena przekonała mnie do zakupu. Jest to odcień brudnego różu, lekko wpadający w fiolet. Jednak mimo to, zaklasyfikowałabym go do odcieni nude, ponieważ przynajmniej na moich ustach wypada dość jasno i naturalnie. Czasami fiolet jest bardziej widoczny i wyglądam jakbym 
najadła się jagód ;) jednak taki efekt również mi się podoba. Szminka ma wykończenie błyszczące, nie jest długotrwała, dość szybko znika z ust ten blask, jednak sam odcień utrzymuje się chwilę dłuzej.



5. Kredka do brwi, Catrice 040

Zawsze do podkreślania brwi używałam cieni. Raz skusiłam się na kredkę do brwi firmy Rimmel. Była tragiczna. Twarda, odcień bardzo rudy. Mimo, ze na opakowaniu było napisane, że to ciemny brąz ;) Od tamtej pory zraziłam się do kredek i zostałam przy cieniach. Jednak w ręce wpadła mi właśnie ta kredka i jest cudowna! Idealna miękkość, idealny kolor. Uważam, że ten odcień jest na tyle uniwersalny, że nada się i dla blondynek i dla brunetek. Można stopniować krycie jak i intensywność koloru poprzez nacisk.Oprócz tego w ofercie są chyba 4 kolory, więc każdy znajdzie coś dla siebie odpowiedniego. Przód brwi cały czas wypełniam cieniem i skośnym pędzelkiem, tutaj lubię precyzję. Od środka do końca brwi nakładam właśnie tę kredkę i jestem w 100 procentach zadowolona z makijażu moich brwi.



6. Paleta, Zoeva Smoky

To moja pierwsza i jak na razie jedyna paletka cieni z firmy Zoeva. Wspominam o niej w tym zestawieniu, ponieważ mimo tego, że posiadam sporo cieni i palet różnych film, w ostatnich miesiącach po tę sięgałam najczęściej. Dlaczego? Cienie się nie osypują, co bardzo przyspiesza i ułatwia makijaż. Nawet odcień czarny, strzepany odpowiednio z pędzelka. Kolory idealne dla mnie.Takie właśnie lubię i stosuję w makijażu dziennym. 
Świetna jakość, napigmentowanie, blendowanie. Nie mogę nic złego o tej palecie powiedzieć. Bardzo polubiłam beżowy, najjaśniejszy cień z tej palety. Do tej pory nie zwracałam uwagi szczególnej na cieliste odcienie. Nie przywiązywałam do nich wagi. Beżowy jak beżowy. Każdy wygląda tak samo, a właściwie nie wygląda, bo to w końcu kolor cielisty :) Jednak ten jest genialny. Jest świetnie napigmentowany, podkreślam nim łuk brwiowy, daje piękne satynowe wykończenie. Firma Zoeva wypuściła wiele palet, tak wiele, że czaję się na jeszcze jedną, tylko nie wiem którą wybrać!



7. Cień Inglot, 402

Jeżeli nie mam czasu na makijaż (choć staram się mieć go zawsze, gdyż bardzo to lubię :)) nakładam ten cień na całą powiekę, dolną również, rozcieram, tuszuję rzęsy i makijaż oka mam gotowy. Jest to kolor taupe o metalicznym wykończeniu, w zależności od światła raz wygląda na brąz, raz na ładną szarość zmieszaną z beżem. Bardzo trudny odcień do opisania, ale takie z reguły są najciekawsze i najpiękniejsze. Cienie Inglota to jedne z moich ulubionych. Świetna jakość, nie mam im nic do zarzucenia.